poniedziałek, 24 czerwca 2013

Fortieth :>.

To teraz Harry. Zmobilizowałam się trochę i obiecałam sobie, że będę częściej dodawać notki, więc następnej spodziewajcie się jutro albo w środę :).


Nie bałam się śmierci. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie i nie byłam jak inni martwiąc się tym, jak skończą. "Przecież to zwyczajna pustka. Odchodzisz stąd, uchodzi z Ciebie całe życie i nic nie czujesz." - powtarzałam bez przerwy. W dzieciństwie spotkało mnie dużo przykrości, moja matka zginęła w wypadku jak miałam 4 lata, a ojciec 2 lata później został postrzelony w jakiś zamieszkach, gdy był w delegacji. Pozostała mi tylko moja babcia i młodsza siostra. W szkole dzieciaki ciągle się ze mnie śmiały, z tego jak wyglądam, jak się zachowuję, itd. Nie było mnie stać na firmowe ciuchy, nosiłam co miałam. Co się dziwić, w końcu utrzymywała nas biedna staruszka, która musiała wyżywić dwójkę dzieci, jak i siebie z małej emerytury. Starałam się wykreować własny styl. Po pewnym czasie udało mi się. Najczęściej nosiłam czarne rzeczy.Malowałam się ciemno, cerę miałam bladą, niczym mąka, a włosy czarne, jak węgiel. Byłam bardzo zamknięta w sobie, miałam wrażenie, że nie mogę nikomu ufać, bo zaraz zaczną się ze mnie śmiać i wytykać palcami. Nie byłam taka sama, jak inni i nawet nie planowałam być. Lubiłam ból. Moje ręce były pocięte, codziennie pojawiała się na nich świeża rana. Kilka razy miałam zamiar ze sobą skończyć, ale stchórzyłam. Ból w pewnym sensie sprawiał mi przyjemność, uzależniłam się od niego. Żyletka była moją małą przyjaciółką, pomagała mi w gorszych chwilach. Była odskocznią od wszystkich problemów i obowiązków. Kiedy miałam ją w ręce, czułam, że mam wszystko czego pragnę. Kochałam patrzeć na kolejne kreski, rozcinane na mojej skórze, z których po chwili spływał strumień krwi. Nienawidziłam życia, siebie i wszystkiego co mnie otacza. Waga była moim wrogiem, miałam kompleksy. Te pieprzone kompleksy, które nie dawały mi spokoju. Sądziłam, że jestem ochydna, moje ciało jest okropne, grube i z pewnością nikt nie chciał na mnie spojrzeć. Szczęście było mi zupełnie obce. Owszem, chciałam go posmakować, jednakże wiedziałam, że to nigdy nie nastąpi.
************
6:20. Mój budzik zadzwonił, jak zwykle o tej samej porze. Podniosłam się z łóżka, nałożyłam na siebie czarne spodnie i koszulkę z nadrukiem Guns 'n' Rosses. Przy lusterku ułożyłam moją długą grzywkę na bok, na powieki nałożyłam eyeliner i tusz. Wykonałam ogólnie poranną toaletę i ruszyłam do szkoły. Przy wejściu było tłoczno, jak nigdy dotąd, pełno dziewczyn płakało, piszczało i Bóg wie co jeszcze. Starałam się przepchać przez ten tłum, żeby móc zanieść ksiązki do szafki. Nie było to zbyt łatwe. Zdezorientowana całą sytuacją zapytałam przypadkowej dziewczyny, co się dzieje.
- Harry Styles przyszedł do nas do szkoły! Będzie się tu uczyć! - Krzyczała i zupełnie nie potrafiła się uspokoić. Nie wiedziałam nawet kto to ten cały Harry. Pewnie jeden z tych chłopczyków, który śpiewa w jakimś boysbandzie i ma miliony fanek. Zupełnie nie moje klimaty. Wolałam cięższe brzmienia, coś jak Metallica. Zadzwonił dzwonek. Ustawiłam się pod klasą, na samym końcu i czekałam na nauczyciela. Geografia była jedną z tych lekcji, które lubiłam najmniej. Usiadłam na samym końcu, przy oknie, włożyłam jedną słuchawkę do ucha, rozpakowałam książki i zamierzałam przemęczyć się do następnej przerwy. Oparłam ręce na ławce i po prostu się zamyśliłam. Co by było, gdybym miała normalne życie. Gdybym była jak inni.
- [T.I]! [T.I]! - Z moich myśli wyrwała mnie nauczycielka. - Masz nowego kolegę w ławce. - Uśmiechnęła się ciepło, jednak niespecjalnie się przejęłam.
- Cześć, Harry jestem. - Ujrzałam przed sobą zielonookiego bruneta, z burzą loków na głowie. W moją stronę kierował promienny uśmiech i wystawił dłoń na powitanie.
- [T.I]. - Odparłam i podałam mu rękę.
___________________
Zaintrygowała mnie. Szara myszka, z pewnością. Nie lubiła nowych znajomości, ani nawet kontaktów z ludźmi, z rzeczywistością. Zauważyłem to po jednym spojrzeniu na nią. Wiedziałem, że mnie nie polubiła. Nie wyglądała na taką, co przywiązuje się szybko do kogoś, nie była ufna.
- Nie masz mi za złe, że siedzę z Tobą? - Zapytałem. Chciałem poruszyć jakikolwiek temat, żeby usłyszeć jej boski głos. Spodobała mi się. Niby nielubiana, ale naprawdę bardzo ładna.
- Nie. - Odpowiedziała krótko i wróciła z powrotem do swojego świata. Słuchała muzyki. Słyszałem, że w jej słuchawce leci akurat AC/DC. Od razu domyśliłem się, że ciężko będzie mi zdobyć jej sympatię. Byłem jednym z tych "pedałków", którzy śpiewają o dziewczynach, miłości, a sami pewnie jej nie doznali. Po części się z tym zgodzę. Śpiewałem o tym, jaki jestem zabójczo zakochany, chociaż wcale nie miałem powodzenia u dziewczyn. Każda kolejna raniła mnie, coraz to bardziej i bardziej. Wydawałoby się, że mam życie, jak z bajki, a wcale tak nie było. Moi rodzice rozwiedli się jak byłem mały, wychowywała mnie tylko matka. Znudzony szarą rzeczywistością poszedłem na casting do X-Factora, tylko po to, żeby się od tego odciągnąć, żeby zapomnieć o problemach. Zadzwonił dzwonek, [T.I] wyszła jak najszybciej z klasy, a szkoda. Chciałem z nią porozmawiać, dowiedzieć się czegokolwiek. Wyszedłem na korytarz, zauważyłem ją. Siedziała sama na ławce, każdy omijał ją, jakby się bał. Miałem zamiar do niej podejść, jednak zaraz obtoczyła mnie grupa dziewczyn, prosząc o zdjęcie. Jakimś cudem wyrwałem się od nich. Usiadłem obok niej, bez słowa. Zacząłem się jej przyglądać. Czuła to. Czuła, ale nie reagowała.
- Kim Ty w ogóle jesteś, co? Dlaczego każdy tak za Tobą biega? Czy tylko dla mnie jesteś zwykłym chłopakiem, który próbuje uciec od wszystkiego, co go otacza? - Zdziwiło mnie to. To, że sama się odezwała, ale także jej słowa. Jeszcze nikt mi nic takiego nie powiedział. Poczułem, że tylko ona jest w stanie mnie zrozumieć.
- Masz rację. Jestem tylko zwykłym chłopakiem, który ucieka od problemów. - Zacząłem. - Ta cała "sława" rozpoczęła się od moich występów w X-Factor. Chciałem pójść tam sam, jednak później zostałem połączony w zespół, z czwórką innych chłopaków. Tworzyliśmy razem One Direction. Wszystko poszło zupełnie nie po naszej myśli, zdawało nam się, że to tylko jeden program, że później znów wrócimy do naszych domów in wszystko będzie, jak kiedyś. Ale otrzymaliśmy kontrakt. Super sprawa, teraz jeździmy po całym świecie, ale ja postanowiłem odpocząć. Zawiesiliśmy narazie sprawy zespołu, żeby zacząć żyć normalnie. Dla każdego jestem tym sławnym Harry'm Styles'em z One Direction, ale ja we mnie widzę tego gówniarza, który cały czas pracuje w piekarni w Holmes Chapel. Teraz mnie rozumiesz? - Spytałem i odetchnąłem. Prawie się nie znaliśmy, a ja opowiedziałem jej wszystko. Czułem, że mogę jej ufać.
- Rozumiem. Chciałbyś... - Zacięła się. - Może spotkać się po szkole?
- Jasne, że tak! Spotkajmy się o 16 w Sturbucksie, ok?
- Okej. - Odpowiedziała. Zadzwonił dzwonek i udaliśmy się na lekcje.
_____________________
Polubiłam go, mimo, że wcale go nie znałam. To dlatego zaproponowałam spotkanie. Wiedziałam, że jest inny, niż wszyscy, że jest jedyną osobą, która potrafi mnie w całości zrozumieć i zaakceptować. Nadeszła godzina 16. Jak było umówione, poszłam do Starbucks. Siedział tam i czekał. Ucieszyłam się na jego widok, miałam wrażenie, że nie przeszkadza mu mój wygląd. Usiadłam obok niego i spojrzałam mu w oczy.
- Hej. - Uśmiechnęłam się, choć nigdy tego nie robiłam.
- Masz piękny uśmiech. - Odpowiedział mi. Zrobiło mi się niezmiernie miło, że ktoś potrafił dostrzec coś pięknego we mnie. Eh. Fajnie nam się rozmawiało. Opowiedziałam mu szystko o mnie, o moim życiu i o tym co przeszłam. Widziałam w jego oczach łzy, kiedy to mówiłam. Starał się mnie zrozumieć i mam nadzieję, że zrozumiał. Nagle nastała chwila ciszy. Wydawać by się mogło, że skończyły się tematy. Jednak specjalnie to robiliśmy. Wiedzieliśmy oboje, że słowa nie są w tym momencie akurat potrzebne.
- Dlaczego to robisz? - Spytał po około 10 minutach i spojrzał na moją rękę. No tak. Była cała w strupach i ranach. Spuściłam wzrok i szybko opuściłam rękaw od bluzy w dół. - Nie radzisz sobie, prawda? - Zapytał ponownie i uniósł mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy. Zrobiło mi się tak niezmiernie głupio, że nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zwyczajnie się rozpłakałam. Przytulił mnie do siebie i zaczął głaskać po głowie. Pierwszy raz w życiu poczułam się całkowicie bezpiecznie. Nagle wszystkie złe myśli się rozpłynęły. Nie chciałam już się zabić, chciałam oddychać. Oddychać powietrzem, ale nie tym zwykłym, codziennym i byle jakim. Chciałam oddychać powietrzem, które on wdychał. Czułam w środku coś dziwnego, ale nawet nie potrafiłam tego opisać.
_____________________
Zaproponowałem, że odprowadzę ją do domu. Zgodziła się. Od tamtej pory przysięgłem sobie, że będę się nią opiekować. Że nie pozwolę, aby na jej ciele pojawiła się kolejna rana. [T.I] była osobą, która sprawiła, że spoglądałem inaczej na życie. Wiedziałem, że nie ma w nim wszystkiego, czego zapragnę, że inne osoby nie mają tak łatwo, jak ja teraz. Muszę się przyznać, że od chwili pierwszego spotkania tej dziewczyny, nie mogłem przestać o niej myśleć. Jej uroda była inna niż wszystkie, taka delikatna, wyglądała na taką co się boi. Bała się życia, to napewno. Chciałem pokazać jej, że jestem tą osobą, która pokaże jej co znaczy bycie szczęśliwym. Wyjątkowa osoba. Każda inna dziewczyna marzyła tylko o tym, żebym dał jej autograf, mogę powiedzieć, że leciały na moje pieniądze i sławę. Gdybym mógł oddałbym każdej to wszystko. Nie było mi to potrzebne, ja nawet nie zamierzałem tego zdobyć. Czułem, że potrzebuję tylko jej. Była moją odskocznią od wszystkich problemów, pokazała mi czym naprawdę jest ból, ale sama nie potrafiła pokazać, jak ma sobie z nim radzić. Myślała, że żyletka wszystko załatwi, ale to był największy błąd jej życia.
Nasza znajomość trwała już dobre pół roku. Ba. Znajomość. Raczej przyjaźń. Codziennie od naszego pierwszego spotkania, wychodziliśmy na wspólne spacery, żeby pogadać. O życiu, o nas, o tym, co by było, gdyby... Kochałem ją. Była moim oczkiem w głowie, moim powietrzem. Każda moja myśl była związana z [T.I]. Pewnego dnia, zabrałem ją na spacer. Wydawałby się być zwykłym, najzwyklejszym spacerem po parku. Usiedliśmy na ławce, naprzeciwko siebie. Obydwoje spoglądaliśmy w dół i bawiliśmy się rękami. W końcu podniosłem wzrok na nią, chwyciłem ją za rękę i... Tak. Jak zwykle nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. W końcu ona spojrzała na mnie. Jej oczy były zaszklone, ale spoglądały głęboko w moje.
- Kocham Cię. - Szepnęła. - Kocham Cię za każdą czułość, za każdą udrękę, którą sprawia mi Twoja nieobecność, kocham Cię za radość, którą mi dajesz i sens życia, bo wiem, że żyję tylko dla Ciebie. - Zamurowało mnie. Chciałem jej powiedzieć dokładnie to samo. Dokładnie, słowo w słowo. Zabrakło mi po prostu słów. Nie wiele myśląc, położyłem dłonie na jej policzkach i złożyłem na jej ustach gorący pocałunek. Rozmawialiśmy do późna, cały czas w jednym miejscu. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Była prawie północ, wiedziałem, że jej babcia będzie zła dlatego ją odprowadziłem. Przed drzwiami przytuliłem ją mocno do siebie. Spojrzałem jej w te piękne błękitne oczy, które nareszcie były szczęśliwe. Pocałowałem ją znowu.
- Ja Ciebie też. - Wyszeptałem.

1 komentarz: