poniedziałek, 24 czerwca 2013

Fortieth :>.

To teraz Harry. Zmobilizowałam się trochę i obiecałam sobie, że będę częściej dodawać notki, więc następnej spodziewajcie się jutro albo w środę :).


Nie bałam się śmierci. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie i nie byłam jak inni martwiąc się tym, jak skończą. "Przecież to zwyczajna pustka. Odchodzisz stąd, uchodzi z Ciebie całe życie i nic nie czujesz." - powtarzałam bez przerwy. W dzieciństwie spotkało mnie dużo przykrości, moja matka zginęła w wypadku jak miałam 4 lata, a ojciec 2 lata później został postrzelony w jakiś zamieszkach, gdy był w delegacji. Pozostała mi tylko moja babcia i młodsza siostra. W szkole dzieciaki ciągle się ze mnie śmiały, z tego jak wyglądam, jak się zachowuję, itd. Nie było mnie stać na firmowe ciuchy, nosiłam co miałam. Co się dziwić, w końcu utrzymywała nas biedna staruszka, która musiała wyżywić dwójkę dzieci, jak i siebie z małej emerytury. Starałam się wykreować własny styl. Po pewnym czasie udało mi się. Najczęściej nosiłam czarne rzeczy.Malowałam się ciemno, cerę miałam bladą, niczym mąka, a włosy czarne, jak węgiel. Byłam bardzo zamknięta w sobie, miałam wrażenie, że nie mogę nikomu ufać, bo zaraz zaczną się ze mnie śmiać i wytykać palcami. Nie byłam taka sama, jak inni i nawet nie planowałam być. Lubiłam ból. Moje ręce były pocięte, codziennie pojawiała się na nich świeża rana. Kilka razy miałam zamiar ze sobą skończyć, ale stchórzyłam. Ból w pewnym sensie sprawiał mi przyjemność, uzależniłam się od niego. Żyletka była moją małą przyjaciółką, pomagała mi w gorszych chwilach. Była odskocznią od wszystkich problemów i obowiązków. Kiedy miałam ją w ręce, czułam, że mam wszystko czego pragnę. Kochałam patrzeć na kolejne kreski, rozcinane na mojej skórze, z których po chwili spływał strumień krwi. Nienawidziłam życia, siebie i wszystkiego co mnie otacza. Waga była moim wrogiem, miałam kompleksy. Te pieprzone kompleksy, które nie dawały mi spokoju. Sądziłam, że jestem ochydna, moje ciało jest okropne, grube i z pewnością nikt nie chciał na mnie spojrzeć. Szczęście było mi zupełnie obce. Owszem, chciałam go posmakować, jednakże wiedziałam, że to nigdy nie nastąpi.
************
6:20. Mój budzik zadzwonił, jak zwykle o tej samej porze. Podniosłam się z łóżka, nałożyłam na siebie czarne spodnie i koszulkę z nadrukiem Guns 'n' Rosses. Przy lusterku ułożyłam moją długą grzywkę na bok, na powieki nałożyłam eyeliner i tusz. Wykonałam ogólnie poranną toaletę i ruszyłam do szkoły. Przy wejściu było tłoczno, jak nigdy dotąd, pełno dziewczyn płakało, piszczało i Bóg wie co jeszcze. Starałam się przepchać przez ten tłum, żeby móc zanieść ksiązki do szafki. Nie było to zbyt łatwe. Zdezorientowana całą sytuacją zapytałam przypadkowej dziewczyny, co się dzieje.
- Harry Styles przyszedł do nas do szkoły! Będzie się tu uczyć! - Krzyczała i zupełnie nie potrafiła się uspokoić. Nie wiedziałam nawet kto to ten cały Harry. Pewnie jeden z tych chłopczyków, który śpiewa w jakimś boysbandzie i ma miliony fanek. Zupełnie nie moje klimaty. Wolałam cięższe brzmienia, coś jak Metallica. Zadzwonił dzwonek. Ustawiłam się pod klasą, na samym końcu i czekałam na nauczyciela. Geografia była jedną z tych lekcji, które lubiłam najmniej. Usiadłam na samym końcu, przy oknie, włożyłam jedną słuchawkę do ucha, rozpakowałam książki i zamierzałam przemęczyć się do następnej przerwy. Oparłam ręce na ławce i po prostu się zamyśliłam. Co by było, gdybym miała normalne życie. Gdybym była jak inni.
- [T.I]! [T.I]! - Z moich myśli wyrwała mnie nauczycielka. - Masz nowego kolegę w ławce. - Uśmiechnęła się ciepło, jednak niespecjalnie się przejęłam.
- Cześć, Harry jestem. - Ujrzałam przed sobą zielonookiego bruneta, z burzą loków na głowie. W moją stronę kierował promienny uśmiech i wystawił dłoń na powitanie.
- [T.I]. - Odparłam i podałam mu rękę.
___________________
Zaintrygowała mnie. Szara myszka, z pewnością. Nie lubiła nowych znajomości, ani nawet kontaktów z ludźmi, z rzeczywistością. Zauważyłem to po jednym spojrzeniu na nią. Wiedziałem, że mnie nie polubiła. Nie wyglądała na taką, co przywiązuje się szybko do kogoś, nie była ufna.
- Nie masz mi za złe, że siedzę z Tobą? - Zapytałem. Chciałem poruszyć jakikolwiek temat, żeby usłyszeć jej boski głos. Spodobała mi się. Niby nielubiana, ale naprawdę bardzo ładna.
- Nie. - Odpowiedziała krótko i wróciła z powrotem do swojego świata. Słuchała muzyki. Słyszałem, że w jej słuchawce leci akurat AC/DC. Od razu domyśliłem się, że ciężko będzie mi zdobyć jej sympatię. Byłem jednym z tych "pedałków", którzy śpiewają o dziewczynach, miłości, a sami pewnie jej nie doznali. Po części się z tym zgodzę. Śpiewałem o tym, jaki jestem zabójczo zakochany, chociaż wcale nie miałem powodzenia u dziewczyn. Każda kolejna raniła mnie, coraz to bardziej i bardziej. Wydawałoby się, że mam życie, jak z bajki, a wcale tak nie było. Moi rodzice rozwiedli się jak byłem mały, wychowywała mnie tylko matka. Znudzony szarą rzeczywistością poszedłem na casting do X-Factora, tylko po to, żeby się od tego odciągnąć, żeby zapomnieć o problemach. Zadzwonił dzwonek, [T.I] wyszła jak najszybciej z klasy, a szkoda. Chciałem z nią porozmawiać, dowiedzieć się czegokolwiek. Wyszedłem na korytarz, zauważyłem ją. Siedziała sama na ławce, każdy omijał ją, jakby się bał. Miałem zamiar do niej podejść, jednak zaraz obtoczyła mnie grupa dziewczyn, prosząc o zdjęcie. Jakimś cudem wyrwałem się od nich. Usiadłem obok niej, bez słowa. Zacząłem się jej przyglądać. Czuła to. Czuła, ale nie reagowała.
- Kim Ty w ogóle jesteś, co? Dlaczego każdy tak za Tobą biega? Czy tylko dla mnie jesteś zwykłym chłopakiem, który próbuje uciec od wszystkiego, co go otacza? - Zdziwiło mnie to. To, że sama się odezwała, ale także jej słowa. Jeszcze nikt mi nic takiego nie powiedział. Poczułem, że tylko ona jest w stanie mnie zrozumieć.
- Masz rację. Jestem tylko zwykłym chłopakiem, który ucieka od problemów. - Zacząłem. - Ta cała "sława" rozpoczęła się od moich występów w X-Factor. Chciałem pójść tam sam, jednak później zostałem połączony w zespół, z czwórką innych chłopaków. Tworzyliśmy razem One Direction. Wszystko poszło zupełnie nie po naszej myśli, zdawało nam się, że to tylko jeden program, że później znów wrócimy do naszych domów in wszystko będzie, jak kiedyś. Ale otrzymaliśmy kontrakt. Super sprawa, teraz jeździmy po całym świecie, ale ja postanowiłem odpocząć. Zawiesiliśmy narazie sprawy zespołu, żeby zacząć żyć normalnie. Dla każdego jestem tym sławnym Harry'm Styles'em z One Direction, ale ja we mnie widzę tego gówniarza, który cały czas pracuje w piekarni w Holmes Chapel. Teraz mnie rozumiesz? - Spytałem i odetchnąłem. Prawie się nie znaliśmy, a ja opowiedziałem jej wszystko. Czułem, że mogę jej ufać.
- Rozumiem. Chciałbyś... - Zacięła się. - Może spotkać się po szkole?
- Jasne, że tak! Spotkajmy się o 16 w Sturbucksie, ok?
- Okej. - Odpowiedziała. Zadzwonił dzwonek i udaliśmy się na lekcje.
_____________________
Polubiłam go, mimo, że wcale go nie znałam. To dlatego zaproponowałam spotkanie. Wiedziałam, że jest inny, niż wszyscy, że jest jedyną osobą, która potrafi mnie w całości zrozumieć i zaakceptować. Nadeszła godzina 16. Jak było umówione, poszłam do Starbucks. Siedział tam i czekał. Ucieszyłam się na jego widok, miałam wrażenie, że nie przeszkadza mu mój wygląd. Usiadłam obok niego i spojrzałam mu w oczy.
- Hej. - Uśmiechnęłam się, choć nigdy tego nie robiłam.
- Masz piękny uśmiech. - Odpowiedział mi. Zrobiło mi się niezmiernie miło, że ktoś potrafił dostrzec coś pięknego we mnie. Eh. Fajnie nam się rozmawiało. Opowiedziałam mu szystko o mnie, o moim życiu i o tym co przeszłam. Widziałam w jego oczach łzy, kiedy to mówiłam. Starał się mnie zrozumieć i mam nadzieję, że zrozumiał. Nagle nastała chwila ciszy. Wydawać by się mogło, że skończyły się tematy. Jednak specjalnie to robiliśmy. Wiedzieliśmy oboje, że słowa nie są w tym momencie akurat potrzebne.
- Dlaczego to robisz? - Spytał po około 10 minutach i spojrzał na moją rękę. No tak. Była cała w strupach i ranach. Spuściłam wzrok i szybko opuściłam rękaw od bluzy w dół. - Nie radzisz sobie, prawda? - Zapytał ponownie i uniósł mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy. Zrobiło mi się tak niezmiernie głupio, że nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zwyczajnie się rozpłakałam. Przytulił mnie do siebie i zaczął głaskać po głowie. Pierwszy raz w życiu poczułam się całkowicie bezpiecznie. Nagle wszystkie złe myśli się rozpłynęły. Nie chciałam już się zabić, chciałam oddychać. Oddychać powietrzem, ale nie tym zwykłym, codziennym i byle jakim. Chciałam oddychać powietrzem, które on wdychał. Czułam w środku coś dziwnego, ale nawet nie potrafiłam tego opisać.
_____________________
Zaproponowałem, że odprowadzę ją do domu. Zgodziła się. Od tamtej pory przysięgłem sobie, że będę się nią opiekować. Że nie pozwolę, aby na jej ciele pojawiła się kolejna rana. [T.I] była osobą, która sprawiła, że spoglądałem inaczej na życie. Wiedziałem, że nie ma w nim wszystkiego, czego zapragnę, że inne osoby nie mają tak łatwo, jak ja teraz. Muszę się przyznać, że od chwili pierwszego spotkania tej dziewczyny, nie mogłem przestać o niej myśleć. Jej uroda była inna niż wszystkie, taka delikatna, wyglądała na taką co się boi. Bała się życia, to napewno. Chciałem pokazać jej, że jestem tą osobą, która pokaże jej co znaczy bycie szczęśliwym. Wyjątkowa osoba. Każda inna dziewczyna marzyła tylko o tym, żebym dał jej autograf, mogę powiedzieć, że leciały na moje pieniądze i sławę. Gdybym mógł oddałbym każdej to wszystko. Nie było mi to potrzebne, ja nawet nie zamierzałem tego zdobyć. Czułem, że potrzebuję tylko jej. Była moją odskocznią od wszystkich problemów, pokazała mi czym naprawdę jest ból, ale sama nie potrafiła pokazać, jak ma sobie z nim radzić. Myślała, że żyletka wszystko załatwi, ale to był największy błąd jej życia.
Nasza znajomość trwała już dobre pół roku. Ba. Znajomość. Raczej przyjaźń. Codziennie od naszego pierwszego spotkania, wychodziliśmy na wspólne spacery, żeby pogadać. O życiu, o nas, o tym, co by było, gdyby... Kochałem ją. Była moim oczkiem w głowie, moim powietrzem. Każda moja myśl była związana z [T.I]. Pewnego dnia, zabrałem ją na spacer. Wydawałby się być zwykłym, najzwyklejszym spacerem po parku. Usiedliśmy na ławce, naprzeciwko siebie. Obydwoje spoglądaliśmy w dół i bawiliśmy się rękami. W końcu podniosłem wzrok na nią, chwyciłem ją za rękę i... Tak. Jak zwykle nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. W końcu ona spojrzała na mnie. Jej oczy były zaszklone, ale spoglądały głęboko w moje.
- Kocham Cię. - Szepnęła. - Kocham Cię za każdą czułość, za każdą udrękę, którą sprawia mi Twoja nieobecność, kocham Cię za radość, którą mi dajesz i sens życia, bo wiem, że żyję tylko dla Ciebie. - Zamurowało mnie. Chciałem jej powiedzieć dokładnie to samo. Dokładnie, słowo w słowo. Zabrakło mi po prostu słów. Nie wiele myśląc, położyłem dłonie na jej policzkach i złożyłem na jej ustach gorący pocałunek. Rozmawialiśmy do późna, cały czas w jednym miejscu. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Była prawie północ, wiedziałem, że jej babcia będzie zła dlatego ją odprowadziłem. Przed drzwiami przytuliłem ją mocno do siebie. Spojrzałem jej w te piękne błękitne oczy, które nareszcie były szczęśliwe. Pocałowałem ją znowu.
- Ja Ciebie też. - Wyszeptałem.

Thitry-ninth ;*.

No hej :* więc teraz dodaję całkiem nowy imagin z Liam'em ;3 za chwilę jeszcze wrzucę jeszcze jeden, w ramach przeprosin za tak długą nieobecność, haha. Komentarze mile widziane :D


Z dnia na dzień byłam w nim zakochana coraz bardziej. Miałam tylko ochotę przytulać się do niego i poświęcać mu każdą chwilę. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego, jak miłość. Zwykle było to tylko jakieś ślepe zauroczenie, które po dosyć krótkim czasie znikało. Ale teraz to co innego. Nigdy bym nie przypuszczała, że w moim życiu może się pojawić ktoś taki jak Liam James Payne. Mogłabym już do końca moich dni patrzeć się w jego cudowne, brązowe oczy i bawić się miękkimi włosami. Kochałam go za dosłownie wszystko. Za jego charakter, wygląd, to jak traktował innych, a przede wszystkim mnie. Jednym słowem ideał. Był nadzwyczajnie opiekuńczy, miałam wrażenie, że jest w stanie zrobić dla mnie wszystko, czułam się przy nim naprawdę bezpiecznie. Niektórzy mówią, że prawdziwa miłość zdarza się raz na całe życie. Ja odnoszę wrażenie, ba! Jestem pewna, że moja miłość do Liam'a właśnie taka jest. Boję się tylko tego, że on może mnie kiedyś zostawić. Często przed pójściem spać płaczę z tego powodu, bo rozmyślam jakie by było moje życie bez niego. I teraz już wiem, że było by bez sensu. Chociaż wiem, że on nie miałby serca mnie zranić, to i tak tego się najbardziej boję. Planowałam z nim naszą wspólną przyszłość, chciałam spędzić z nim resztę swojego życia.
Chłopaki planpwali charytatywny koncert z okazji wydania nowego albumu. Chcieli zaśpiewać po kolei każdą piosenkę z TMH. Próby do tego koncertu odbywały się codziennie, bo chcieli, aby wypadł jak najlepiej. Ja, Eleanor i Perrie przygotowywałyśmy scenografię i wszystkie inne dodatki. Musiało być idealnie! Wszyscy martwiliśmy się tylko pogodą, bo Londyn, jak to Londyn - ciągle deszcz. Dzień przed koncertem Liam powiedział mi, żebym wzięła dziewczyny i poszła kupić sobie jakąś ładną sukienkę. Nie wiedziałam zupełnie po co, ale jako, że lubiłam takie wypady, zgodziłam się. Fajne uczucie, jak idziesz sobie galerią, a nagle podchodzi do Ciebie grupka osób i prosi o podpis na koszulce, albo wspólne zdjęcie. Wydaje się to wkurzające, ale wcale nie jest. Już przy wejściu do centrum handlowego podbiegło do nas kilka dziewczyn, powiedziały, że nas uwielbiają i nie mogą się doczekać jutrzejszego koncertu, haha. Wpadłam do pierwszeg lepszego sklepu i od razu przypadła mi do gustu, śliczna sukienka. Biała, zwiewna, w kwiatki. Niby zwykła, ale nie chwaląc się wyglądałam w niej całkiem ładnie. Niewiele myśląc kupiłam ją, a potem poszłam z dziewczynami na kawę.
- Jak myślicie, po co Liam kazał mi kupić tą sukienkę? - Zapytałam, popijając właśnie łyk gorącej latte.
- Może chce Ci się oświadczyć! - Wykrzyknęła Perrie, zupełnie jakby ją nagle oświeciło.
- Napewno nie! - Odkrzyknęłam.
- Napewno tak! Po co by miała ci być ta sukienka? - Zaśmiała się, a ja jeszcze bardziej.
- Wyobraźcie sobie, jakby Liam tak przed nią klęknął i się oświadczył! Jakie słodkie! - Powiedziała znienacka El, zupełnie jakby się obudziła z jakiegoś snu.
- Możecie pomarzyć. - Roześmiałam się. - Nawet nie miałby kiedy wyjść z domu cokolwiek zrobić, bo cały czas jest ze mną.
- Przyznaj się, chciałabyś, żeby tak było! - Powiedziała Pezz, wstała z krzesła, wzięła mnie za rękę i zaczęła biec. - Chodź! Musimy Ci jeszcze wybrać buty.
- Wariatka! - Odpowiedziałam i ruszyłyśmy na poszukiwania. Po 3 godzinach zakupów wróciłam zmęczona do domu, nie miałam na nic ochoty, tylko na położenie się w łóżku i spanie. Rzuciłam wszystkie torby obok siebie i upadłam na łóżko. Po jakimś czasie wszedł Liam i położył się obok mnie. Zaczął całować po policzku, a potem ustach.
- Kocham Cię, wiesz? - Szepnął tak czuło, jak jeszcze nigdy, aż po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. Odwróciłam się w jego stronę, mocno przytuliłam i bez słowa zasnęłam w jego ramionach.
**************
- Wstawaj! Musimy zrobić z Ciebie piękność! - Do mojego pokoju wpadła Perrie i zaczęła mną szarpać, żebym się obudziła. Zerwałam się z łóżka, zawsze tak mam, kiedy ktoś mnie drastycznie budzi. Spojrzałam na zegarek i myślałam, że oszaleję.
- Jest 6 rano, a Ty wpadasz tu, żeby wyszykować mnie na koncert, który jest o 17?! - Krzyknęłam, niedowieżając, że aż tak jej odbiło.
- A czy Ty myślisz, że zrobienie fryzury, makijażu, manicure, pediciure, ubranie się, poprawienie wszystkiego jeszcze raz i spakowaniu swojej torebki zajmuje 5 minut? - Odpowiedziała wzburzona.
- Ty serio jesteś nienormalna.
- Nie gadaj, tylko idź wziąć prysznic! Ja tu czekam, szybko!
Dla świętego spokoju, poszłam do łazienki. Specjalnie chciałam wszystko przedłużyć żeby bardziej ją zdenerwować. Spędziłam tam ponad godzinę. Najdziwniejsze jest to, że czekała na mnie przez tyle czasu w tym samym miejscu, co ją zostawiłam i to jeszcze bez słowa. Podeszła do mnie, obróciła z powrotem do wyjścia, żeby zakręcić mi włosy. Zajęło jej to dobre półtora godziny, ale nie powiem - wyszło jej to idealnie. Paznokcie u stóp jak i u rąk, miałam pomalowane na niebiesko. Niby nic takiego nie zrobiłyśmy, a dochodziła godzina 13. W domu było już całkiem pusto, bo chłopcy pojechali wszystko przygotować. Zeszłyśmy do kuchni, zrobiłyśmy sobie kanapki i kawę, bo żadna z nas od 6 nad ranem nie miała nic w ustach.
- Podekscytowana? - Zapytała z buzią pełną pomidora, sera i nie wiadomo czego jeszcze.
- Niby czym? - Spytałam, zakładając jedną nogę na krzesło. Wzięłam kubek kawy do ręki, przygotowana na to, że zaraz zacznie mówić o rzekomych oświadczynach. Zaczęłam oglądać ten kubek dookoła, jednym uchem słuchając co Pezz do mnie mówi. Był to prezent od Liasia na naszą pierwszą rocznicę. Kiedy był gorący pojawiało się nasze zdjęcie. Kochane.
- [T.I] ! Słuchasz Ty mnie w ogóle? - Krzyknęła.
- Yy co? Tak! Słucham przecież. - Odparłam, chociaż wcale nie wiedziałam o co chodzi. Rozmyślałam nad tym po co faktycznie miałam kupować tą sukienkę.. Wiedziałam, że coś naszykował, ale szansa na to, że mi się oświadczy była nikła.
- Perrie, może chodźmy szykować mnie dalej. - Powiedziałam, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę 14:15. Starałam się założyć sukienkę, tak, żeby nie zniszczyć włosów. Włożyłam buty, nie były zbytnio wygodne, ale czego się nie robi dla wyglądu. Nagle w tle rozległ się dźwięk One Way Or Another. Pewnie mój telefon i pewnie Liam dzwonił.
- Gdzie wy jesteście? Mówiłem, żebyście były o 15. - Powiedział Li.
- Yy, a która już jest? Zaraz będziemy, tylko dokończę kawę! - Krzyknęłam, chodź tak naprawdę musiałam jeszcze poprawić makijaż, co nie zajmuje 5 minut.
- Perrie! Zbieraj się, mamy 15 minut, żeby tam być! - Usłyszałam, jak zbiega ze schodów, o mało co się nie przewróciła.. To jest jednak Edwards.
- Chodź, wyglądasz pięknie, musimy iść, chce zobaczyć pierścionek!!! - Znów złapała mnie za rękę i pociągnęła do auta. Spóźniłyśmy się tylko 10 minut. Na szczęście. Co prawda do koncertu były jeszcze dwie godziny, ale zawsze przychodziłam wcześniej. O tyle weselej się zrobiło, że ochroniarz wziął nas za natrętne fanki i nie chciał wpuścić za kulisy. Na dodatek Liam nie odbierał. Musiałam dopiero zadzwonić do Harry'ego, żeby któryś łaskawie ruszył do nas tyłek. Przyszedł Zayn. Perrie od razu się nim zajęła, więc miałam już spokój od tej psychopatki! Poszłam szybkim krokiem poszukać Liam'a. Był na scenie, chyba ustawiał mikrofony. Pobiegłam do niego i rzuciłam się mu w ramiona.
- Pięknie wyglądasz! Słyszałem, że już od 6 rano jesteś na nogach. - Zaśmiał się, a ja przymróżyłam oczami.
- Daj spokój, Pezz się powinna leczyć! Wpadła do mnie i kazała mi się o tej godzinie szykować!
- Oj, ale było warto. - Odpowiedział i przyciągnął do siebie. - Czuję, że dzisiaj będzie idealnie.
- Już jest. - Powiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo mam Ciebie. Wystarczy mi. - Szepnęłam i delikatnie musnęłam jego usta. Wreszcie zaczął się ten długo wyczekiwany koncert. Przyszło strasznie dużo osób, chyba dwa razy więcej, niż się spodziewałam. Tłumy rozwrzeszczanych dziewczyn, które - miałam wrażenie - że zaraz wejdą na scenę i zedrą z chłopców ciuchy. Za każdym razem, jak podziwiam koncert zza kulis nie mogę uwierzyć, co się naprawdę dzieje. Tysiące nastolatek chciałoby chociaż dotknąć Liam'a, a ja ma go na codzień. I jak tu nie cieszyć się, że ma się w posiadaniu taki skarb, tylko i wyłącznie dla siebie? Chłopaki wykonywali każdą piosenkę z Take Me Home po kolei. Najpierw LWWY, pierwsza piosenka, a każdy zaliczył parę gleb, potykali się o swoje własne nogi, wpadali na siebie nawzajem, istne szaleństwo. Widać było, że kochają to co robią. Potem Kiss You, Little Things i jak zwykle wszyscy we łzach. Zwrotka Harry'ego zawsze najbardziej przyprawia mnie o dreszcze. Następnie rozbrzmiało C'mon C'mon, Last First Kiss, Heart Attack, a po tym krótka przerwa. Chłopcy podeszli do mnie i do dziewczyn, cali spoceni, tylko po to, żeby się przytulić. Napili się wody i ruszyli z powrotem na scenę. Zaśpiewali Rock Me, później nadszedł czas na Change My Mind. Na początku piosenki wszystko było zwyczajnie, biegali po scenie, podawali ręce fanom. Nagle Liam zaczął spąglądać wyłącznie w moim kierunku. Chłopaki przestali śpiewać, w tle leciała sama muzyka.
- A teraz na scenę zapraszam mój największy skarb. Przywitajcie gorąco [T.I] ! - Krzyknął do mikrofonu Liaś. Zdezorientowana całą sytuacją nie byłam w stanie się ruszyć. Dopiero Eleanor mnie popchnęła. Strasznie denerwowałam się tym, jak wypadnę, czy fryzura się nie zniszczy, czy nie wywrócę się w tych wielkich butach. Mniejsza. Liam zaczął śpiewać refren. Sam.
But baby if you say you want me to stay
I'll change my mind
Cause I don't wanna know I'm walking away
If you'll be mine
 Kiedy skończył, podszedł bliżej mnie, tak, że nasze czoła były złączone.
- [T.I], kocham Cię najbardziej na świecie. Wypełniasz całe moje serduszko ciepłem i miłością, jakiej nie dał mi jeszcze nikt inny. Wiesz dlaczego ten koncert odbywa się właśnie tutaj? W parku? Chciałem w ten dzień być z Tobą, w miejscu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, powiedzieć, że Cię kocham, bo... - przerwał na moment. - jesteś dla mnie wszystkim. - Momentalnie się rozpłakałam. Kompletnie gdzieś miałam to, czy makijaż mi się rozmaże czy nie. Los przywiał do mnie osobę, która kocha mnie bez względu na wszystko, która jest tak słodka i romantyczna, że brak i słów. Liam otarł moje łzy z policzka swoją delikatną dłonią i czule mnie pocałował. - Kochanie, dalej Ci nie powiedziałem, dlaczego tu jesteśmy. Chciałem na oczach wszystkich wyznać Ci moją miłość i powiedzieć, że nie wyobrażam sobie bez Ciebie życia. Dlatego... - zająkał się. Wyjął z kieszeni marynarki malutkie pudełeczko i klęknął przede mną. "Oho" - pomyślałam - "Ta wariatka jednak miała rację." - chcesz spędzić je razem ze mną i zostać moją żoną? - Zapytał, a w jego oczach dostrzegłam malutkie iskierki nadziei, że w końcu coś powiem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Wszyscy stali, jak wryci, bez słowa. Łzy spływały z moich oczu strumieniami, już nawet nad tym nie panowałam. "Powiedz coś w końcu, idiotko!" - ponaglałam się w myślach.
- Tak! - Wykrzyknęłam z radością, po czym rzuciłam mu się na szyję. Wszyscy zebrani zaczęli bić brawo, szaleństwo. Nie wierzyłam w to co się dzieje, myślałam, że to sen! Do końca koncertu zostałam już na scenie, co chwila spoglądając na piękny pierścionek, który miałam na palcu. Właśnie zgodziłam się na wspólne życie z moim kochanym debilem! Tej decyzji z pewnością nie będę nigdy żałować. Po koncercie pobiegłam za kulisy i z wrzaskiem rzuciłam się na Perrie.
- Skąd Ty to wiedziałaś?! Kocham Cię, normalnie! - Krzyczałam do niej. Po chwili przyszedł Liam, wtuliłam się w niego i pocałowałam namiętnie jak tylko potrafiłam. Kocham go, tak cholernie mocno i jestem pewna, że będziemy razem już do końca.

sobota, 22 czerwca 2013

wróciłam ;__;

Wiem, że mnie bardzo długo nie było, ale strasznie dużo rzeczy się działo w moim życiu i zwyczajnie nie było czasu. Wszystko tak szybko, że nie wiedziałam, że aż parę miesięcy mnie tu nie było ;o. Ale teraz już wracam i mobilizuje się do pracy :D. Zrobiłam sobie wcześniej wakacje, więc mam dużo czasu, żeby tu dla Was pisać, haha. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś odwiedza tego bloga i chciałabym, zeby coraz więcej osób tu wchodziło. :D dzisiaj jeszcze zabieram się za nowego imagina, więc niedługo powinien tutaj zawitac:*